- Nie sądziłem, że
tak szybko stęsknisz się za staruszkiem.
- Tata? Ja… Ja
umarłem? – podszedł zdezorientowany, a głosy z góry nadal nie ustawały. Starały
przebić się przez mrok.
- Tak jakby, a raczej
do tego zmierzasz. – Odwrócił się do niego twarzą. Wyglądał tak jak na łożu
śmierci. Bez koszulki. Z odsłoniętą klatką piersiową, z której emanował blask
implantu. Chłopak nieśmiało dotknął ojca. Wydawał się realny.
- Ty nie żyjesz. Ja
nie umrę. Nie będę taki jak ty! – wykrzyczał spanikowany. – Nie zabierzesz mnie
ze sobą!
- Dlatego wciąż jest
nadzieja, iż do nich powrócisz. Chciałbyś mi o czymś powiedzieć? Coś cię na
pewno zastanawia. – Uśmiechnął się ciepło do syna. – Nie wstydź się. Masz prawo
pytać o wszystko.
- Dla… Dlaczego nas
zostawiłeś? Dlaczego zachowałeś się tak bezmyślnie? Czemu… Czemu przybyłeś mi z
pomocą?! Wiedziałeś jak to się dla ciebie skończy! – w głosie było słyszeć żal.
Mężczyzna potarł jedynie bródkę, patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Zawsze liczyłem się
z ryzykiem. Tak działają bohaterowie. Ty przecież rzuciłeś się na pomoc matce.
Zachowałeś się odważnie, ale i głupio. – Puknął go głowę. – Miałeś być ode mnie
lepszy. Postaraj się bardziej, bo stracisz szansę na szczęście, Matthew. A to.
– Wskazał na mechanizm. – Jest kluczem.
- Kluczem? Nie
rozumiem.
- Do serca Toni na
pewno. – Zaśmiał się. – Ona jest dla ciebie najważniejszym skarbem. Rób to co
ona od ciebie oczekuje, a będzie twoja. – Doradził, dzieląc się męską radą w
sprawach miłosnych.
- Z mamą tak było? –
spytał zaciekawiony.
- Bardziej obrywałem
w łeb za swoją bezmyślność. – Zachichotał, rozpływając się w wspomnieniach. –
Wspaniała kobieta. Tylko też czasem zapomina o rozsądku.
- Wiem. Każdy
zapomina. To rodzinne. – Zaśmiał się krótko, gdyż poczuł ogromny ból. Zgiął się
w pół, próbując oddychać. – Co się… Dzieje?
- Chyba cię ściągają
na ziemię albo rozrusznik już się psuje.
- Jak to? Przecież… -
Nie dokończył, padając na kolana. Walczył z piekłem w klatce piersiowej.
- Nieźle cię
urządzili, a oni nie mają do nas litości. – Ostrzegł przed niebezpieczeństwem.
Powoli znikało jego ciało. – Pamiętaj o sercu. Dla Toni.
- Będę… Pamiętał. –
Uśmiechnął się, roniąc łzy. Cały świat rozpadał się na miliony drobinek. Tak
jakby były wielką układanką. Po raz ostatni mógł ujrzeć ojca, aż ciemność
zamieniła się w porażającą biel. Otworzył oczy, mrugając parokrotnie.
- Mamy go. – Usłyszał
głos lekarki, która płakała. Starał się pojąć sytuację, gdyż nie leżał w części
medycznej, a szpitalu. Dotknął mechanizmu, a raczej bandaży.
- Co… Wy…
Zrobiliście? – spytał słabym głosem. Nie słyszał dźwięku mechanizmu co
zaniepokoiło go. Czuł się zmieniony. W sali znajdował się sam personel
medyczny. Obok mógł dostrzec sprzęt do reanimacji. Powoli elementy układały się
w całość. Wiadomość w Zaświatach była prawdziwa. Umierał przez zniszczony
wspomagacz.
- Napędziłeś nam
sporego strachu. – Otarła policzki z łez. – Byłeś martwy przez czterdzieści
minut.
- Ma… Martwy? –
wyjąkał przerażony. Ból odczuwał, chociaż intensywność stała się dosyć znośna.
Szukał brakujących odpowiedzi. – Gdzie… Implant?
- Już tęsknisz za
nim? Nie jest potrzebny, lecz… Musieliśmy ci dać coś innego. Jest połączone z
sercem, więc nie potrzebujesz ładowarki. – Uśmiechnęła się ciepło. – Teraz
będzie lepiej, Matthew. – Uchyliła się i dała mu całusa w policzek. –
Odpoczywaj.
- Zostań. Proszę. –
Mówił błagalnym tonem. – Nie chcę… Być sam.
- A więc zostanę,
bohaterze. – Usiadła obok łóżka chorego, wyjmując książkę do czytania. Zaczęła
mu czytać, aby dać spokój ducha. Tego właśnie potrzebował. Chwili rozluźnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi